czwartek, 12 grudnia 2013

In vino veritas

Siedzę sobie przy lampce wina. Marzy mi się taki czas, kiedy mój pobyt w Sopocie nie będzie z góry ograniczony czasowo. Ot, tak - jadę sobie do Sopotu i nie wiadomo, kiedy wrócę. Może nawet podejmę tu jakąś stałą pracę? Różne możliwości przychodzą mi do głowy. Na przykład praca listonosza - teraz chyba mówi się “doręczyciel”, ale zupełnie nie rozumiem po co ta zmiana. No więc, wydaje mi się, że listonosz w Sopocie to ma pracę - marzenie! Nie dość, że całymi dniami chodzi sobie po Sopocie, to jeszcze mu za to płacą. Kiedyś praca ta wiązała się z dźwiganiem ciężkiej torby, ale teraz widzę, że listonosze posługują się wózeczkiem na kółkach. To byłoby coś w sam raz dla mnie!




Marzenia są piękne, więc pozostanę z nimi, z nadzieją, że kiedyś - spełnią się. Na razie pozostają mi wyjazdy weekendowe i wakacyjne. Muszę przyznać, że pobyty te kojarzą mi się głównie z aktywnym wypoczynkiem i wieloma atrakcjami.  


Nie ma co ukrywać, że w trakcie sopockich pobytów w większej grupie przyjaciół i znajomych, znacznie wzrasta spożycie wina. Czy to “wieczorne Polaków rozmowy”, czy długie analizy brydżowych rozdań, czy nasze spotkania w trakcie tenisowych turniejów - okazji nie brakuje.



.
Po kilku, kolejnych wyprawach po wino na większe imprezy, z których wracaliśmy jak wielbłądy objuczone słusznym ciężarem, dokonaliśmy ważnego odkrycia. W sklepie “Winarium”, przy wejściu do sopockiego Aquaparku, prowadzonym przez znanego aktora i jednocześnie pasjonata dobrych win - Marka Kondrata, zaproponowano nam bardzo dobre, hiszpańskie wino Fuenteseca. W dużych 3-litrowych kartonach, z kranikiem, wygodne do przewiezienia rowerem, okazało się idealnym rozwiązaniem “winnego” problemu na wszystkie imprezy.


Pewnego dnia ze smutkiem stwierdziliśmy, że sklep w Aquaparku został zlikwidowany. Tych, którzy początkowo żywo zainteresowani tym sklepem - teraz zmartwili się, pragnę jednak pocieszyć. Co prawda, nie ma już “Winarium”, ale jest za to sklep “6win”, otwarty przy ul. 3-go Maja 9. Nazwa “6win” wiąże się z promocją, która dotyczy zakupu sześciu butelek wina. To oferta dla tradycjonalistów, preferujących wina butelkowane. Nasza wypróbowana, biała i czerwona Fuenteseca w 3-litrowych opakowaniach - też jest dostępna!.

Kolejne winiarnie, z fachową obsługą, są na ul. Morskiej, J. Haffnera, Grunwaldzkiej i Królowej Jadwigi. Wybór win jest ogromny, i nawet prawdziwy koneser znajdzie coś dla siebie.


Zauważyłam, że wina sprzedawane w sopockich sklepach tzw. ogólnospożywczych, są wyraźnie droższe od takich samych win w sklepach warszawskich. Chyba doliczają tzw. “klimatyczne” do każdej butelki? Chlubnym wyjątkiem jest popularna Biedronka (Al. Niepodległości 813/815 i 691),  w której ceny są stałe, niezależnie od tego, czy to kurort, czy małe, niepozorne miasteczko. A niektóre wina w Biedronce są naprawdę bardzo dobre - choćby Isla Negra, albo Montebuena.


Zbliża się okres świąteczno-noworoczny. Może ktoś z Was wybiera się do Sopotu i przydadzą się moje sugestie, gdzie w Sopocie kupić wino?


Tymczasem, najlepsze życzenia spełnienia Waszych marzeń i do usłyszenia w Nowym Roku!

piątek, 6 grudnia 2013

Odcienie bieli

Czy ktoś jeździ zimą nad morze? Mnie też nie przyszłoby to kiedyś do głowy. Nad morze zawsze jeździło się latem, a zimą - w góry. Ale już po pierwszym krótkim, zimowym pobycie w Sopocie, przekonałam się, że morze zimą - to coś wyjątkowego!





Widok morza zmienia się w zależności od temperatury powietrza. Gdy mróz utrzymuje się dłuższy czas, woda zamarza przy brzegu, nie ma fali i morze nie szumi. Jest niesamowita cisza, a biała od śniegu plaża zachęca do refleksji i długich spacerów. Gdy temperatura wzrośnie i lód trochę stopnieje, słychać odgłos „lodowej kaszy” miarowo uderzającej o brzeg. Taki stan nie trwa jednak długo i trzeba mieć trochę szczęścia, żeby go uchwycić. Wystarczy kilka stopni więcej i lodowa kasza staje się znów zwykłą, morską falą. Mewy, kaczki i łabędzie,  tak zimą jak i latem – na posterunku.




Molo obrasta lodem, szczególnie pale podtrzymujące pomosty od spodu otulone są lodową pierzyną.



Na placu Zdrojowym, przed wejściem na molo, całą zimę czynne jest lodowisko z wypożyczalnią łyżew. Pierwszy raz po ok. 30-stu latach, postanowiłam spróbować swoich sił na lodzie. Przekonałam się, że tak jak jazdy na rowerze, czy pływania – nie zapomina się też jazdy na łyżwach. Początkowo nieśmiało i niepewnie, ale jednak – pojechałam! Przy okazji okazało się, że pewniej czuję się na hokejach niż na figurówkach, na których zawsze jeździłam. Jeśli nie zamierzacie kręcić piruetów, spróbujcie jazdy na hokejach, jest łatwiej!


Nasz pierwszy, zimowy pobyt w Sopocie przypadł na mroźny styczeń. Dzień był słoneczny, napadało dużo śniegu, więc chcieliśmy odszukać Łysą Górę i przekonać się osobiście o panujących tam warunkach do jazdy na nartach. Pomyśleliśmy też, że to dobra okazja żeby zobaczyć górny Sopot, czyli część miasta, którą od „naszego”, dolnego Sopotu oddziela umownie Aleja Niepodległości i tory kolejowe.


Górny Sopot – jak sama nazwa wskazuje, zlokalizowany jest na wzgórzach. Brnęliśmy w głębokim śniegu  i mimo posiadania mapy tej okolicy nie mogliśmy tej Łysej Góry znaleźć.Trochę zdezorientowani, zastanawialiśmy się, w którą stronę ruszyć dalej, gdy nagle Leszek zrobił uciszający gest dłonią. Usłyszeliśmy charakterystyczne odgłosy – „szu! szu!, szu! szu!” . Wspięliśmy się jeszcze trochę wyżej po stromym zboczu i zobaczyliśmy  narciarzy i snowboardzistów, wykonujących rytmiczne skręty.





Na dole, u stóp wyciągu orczykowego, czynna była wypożyczalnia sprzętu narciarskiego. Postanowiliśmy więc wypróbować dopiero co odkryty stok. Dla mnie była to doskonała okazja do sprawdzenia się po dłuższej przerwie. Leszek żartował, że zanim zdążył zrobić pierwszy skręt – już był na dole. Ale nawet sam widok morza ze szczytu Łysej Góry zrobił na nas duże wrażenie!


Spod Łysej Góry nie wracaliśmy już przez ośnieżone wzgórza, ale przez miasto, aby przy okazji zobaczyć część Sopotu, znaną z wyjątkowo pięknej zabudowy. Trudno było nie zatrzymać się przy starych willach, malowniczo rozlokowanych na wzniesieniach, z ogrodami ukształtowanymi w naturalny sposób - tarasowo. W czasach PRL większość z tych willi upaństwowiono. Mieściły się w nich różne instytucje. Brak właściciela dbającego „o swoje”, powodował systematyczne niszczenie, a czasem nawet dewastację tych pięknych domów. Teraz jednak widać, że część z nich odzyskała dawnych właścicieli lub zyskała nowych. Odnawiane i remontowane wille przeplatają się z opuszczonymi i zaniedbanymi. Oby tych drugich było coraz mniej!


W górnym Sopocie przeszliśmy ulicami Andersa, Abrahama, Mickiewicza. Szczególną uwagę zwróciliśmy na śliczną rezydencję w stylu klasycystycznym z 1893 r. Popularnie znana jest pod nazwą  „Sopocki Belwederek”.





Po wojnie mieścił się tutaj państwowy żłobek. Może właśnie dzięki przebywającym tu dzieciom budynek ten nie popadł w ruinę? Swoją obecną, popularną nazwę zyskał w 1991 r, gdy pełnił funkcję oficjalnej rezydencji prezydenta Lecha Wałęsy.


Nie wiem, czy to z powodu nart, czy po „góralskiej” herbatce po nartach, a może jeszcze z innego powodu, zmierzając w stronę domu, spacerowaliśmy po górnym Sopocie w różnych kierunkach. Gdy przekroczyliśmy tory kolejowe, znaleźliśmy się blisko sopockiego Aquaparku. Szkoda, że nie mieliśmy odpowiednich strojów, aby odprężyć się po wyczerpującym dniu na basenie, w saunie lub spa.




Jedną z atrakcji w wodnym parku jest całoroczny basen zewnętrzny.  Może tej zimy uda mi się popływać pod “gołym” niebem?  To musi być wyjątkowe wrażenie!


Już nawet sama nie wiem, czy wolę Sopot latem czy zimą?