piątek, 1 sierpnia 2014

Kto pierwszy, ten lepszy

Nieważne, czy postawiłeś 3zł, czy 300zł, emocje są te same. Stali bywalcy wyścigów konnych na pewno mają łatwiej, ale my? Już nawet lektura poradnika “Elementarz - jak grać”, który dostaliśmy od miłego pana w kasie, sprawia nam mały kłopot. Skupiamy się więc na zakładach najprostszych, czyli:
- wytypuj zwycięskiego konia
- “porządek”, czyli dwa konie, które zajmą dwa pierwsze miejsca w gonitwie, bez względu na kolejność między nimi.
Zakłady wielogonitwowe, jak tripla czy kwinta, to już wyższa szkoła jazdy - trochę trzeba się znać na koniach. Może spróbujemy następnym razem?


Zaopatrujemy się w program wyścigów, który zawiera:
* imiona startujących koni - niektóre z nich od razu wzbudzają naszą sympatię
* nazwisko trenera i dżokeja, które nic nam nie mówią
* dotychczasowe osiągnięcia
i inne informacje, z których nie rozumiemy nic.


Pierwsze kroki kierujemy na padok, gdzie prezentują się konie startujące w najbliższej gonitwie. Generalnie są piękne, ale wyglądają bardzo podobnie. Wyróżniają się te, które mają inne niż brązowe umaszczenie lub te, które są wyjątkowo narowiste - widać już nie mogą doczekać się wyścigu. Tych ostatnich nie zamierzamy obstawiać, “spalają się” przed startem. Ale może to błąd?


Wkrótce dżokeje dosiadają koni, które galopują  na linię startu, a my zmierzamy w stronę kas po bilety. Typując konie kierujemy się głównie progresją dotychczasowych wyników - przecież oboje mamy umysły ścisłe. Podekscytowani, zasiadamy na trybunie blisko mety.


Bomba w górę! Ruszyły. Gonitwa rozpoczyna się daleko, po przeciwległej stronie toru, więc bieżącą sytuację w wyścigu relacjonuje speaker. Gdy konie wbiegają na ostatnią prostą 


wszyscy wstają z miejsc i dopingują “swojego” konia. Na samym finiszu “nasz” koń daje z siebie wszystko i …..


Hipodrom_6587wyscigi.jpg


wygrywamy. Euforia!


W kolejnej gonitwie kontynuujemy przyjętą taktykę i powtarzamy sukces. Kolejna wygrana!


Jakie to proste. Już doskonale wiemy jak obstawiać i świat należy do nas. Jednak kolejna gonitwa pozbawia nas złudzeń. Tym razem to wyścig kłusaków.



Z opisu koni w programie niewiele wynika, więc typujemy konia o ładnej nazwie “Tequila Dance”, który przegrywa minimalnie na celowniku. Czarę goryczy przepełnia fakt, że drugi koń, na którego postawiliśmy przychodzi ostatni. Po prostu pech?


Ale przed nami jeszcze dwie szanse. Tym razem, z braku innych wyraźnych wskazań, obstawiamy “pewniaka” i konia o mikrej posturze. Może to będzie akurat jego (i nasz) wielki dzień? Niespodzianki nie ma, ale faworyt wygrywa, więc tracimy niewiele.


Miłym przerywnikiem w pośpiesznej bieganinie między padokiem, kasami i trybuną jest konkurs na najpiękniejszy damski kapelusz. Sopocki hipodrom jest właśnie po gruntownej rewitalizacji, ale pamięta przecież początki XIX wieku, kiedy to damy przechadzały się tutaj w rozłożystych, ekstrawaganckich kapeluszach (Duch sportu). Konkurs wygrywa jednak emerytka w skromnym toczku na głowie.




A przed nami ostatnia gonitwa i ponownie wyścig kłusaków. Postanawiamy zaryzykować i postawić na “czarnego konia”. Stracimy niewiele, a możemy dużo zyskać. Ale sądząc po prognozach obstawiających są aż trzy “czarne konie”. Wybieramy dwa z nich. Oczywiście wygrywa ten trzeci. I to o 14mm na dystansie 2400m! Dlaczego nie postawiliśmy np. na wszystkie trzy? To po prostu błąd, którego już nie powtórzymy. Przecież wygrywanie na wyścigach jest proste.


Szkoda tylko, że kolejne dni wyścigowe  w Sopocie - dopiero w przyszłym roku.


Wyścigi Red Bull Air Race to lotnicza Formuła 1. To rzadka okazja, aby zobaczyć takie zawody w Polsce, więc mimo zniewalającego upału, z determinacją zmierzamy w stronę gdyńskiego bulwaru.


Znajdujemy miejsce na obrośniętej trawą, dość stromej skarpie. Widoczność stąd jest doskonała, tor wyścigowy widać jak na dłoni. Tyle, że trudno utrzymać się w stabilnej pozycji siedzącej. Trawa jest tak śliska, że co próbuję usiąść, to natychmiast zjeżdżam w dół. Wygrzebuję więc czubkami butów małe dołki i zapierając się w nich piętami, próbuję przyjąć w miarę wygodną pozycję - cała impreza potrwa pewnie kilka godzin. Leszek poddaje się i będzie obserwował zawody na stojąco.


W głównej konkurencji - Master Top 12 - rywalizuje dwunastu najlepszych na świecie zawodników na lekkich, super szybkich samolotach sportowych. Jednak zanim zaczną się wyścigi, podziwiamy efektowne pokazy lotnicze.


Najpierw majestatyczny przelot Dreamlinera. Chwilę potem nadlatuje eskadra “siedmiu wspaniałych” czyli Breitling Jet Team. Naprawdę jest na co popatrzeć!


1295666_Pokaz-Breitling-Jet-Team.jpg


Siedmiu pilotów odrzutowców kreśli na niebie figury jak wyrysowane cyrklem i linijką. Albo z kolei lecą bliziutko siebie, niemal dotykając się skrzydłami, w kluczu, jak prawdziwe ptaki.


Jednocześnie, wzniosła muzyka płynąca z głośników sprawia, że coś grzęźnie mi w gardle i ogarnia mnie uczucie prawdziwego wzruszenia. “Wolny jak ptak” - rozmarzyłam się. Ten piękny lot na błękitnym niebie jest prostą definicją pojęcia wolności i szczęścia.


A za chwilę - start Top 12, lotniczej elity pilotów, którzy lecąc z szybkością ponad 300 km na godzinę, 20 m nad wodą, muszą pokonać trudny tor wyścigowy w jak najkrótszym czasie. Przelot między bramkami na ściśle określonej wysokości


AirRace_1295658_.jpg


i nawroty, podczas których przeciążenie sięga 10g,


AirRace_1295792_.jpg


wymaga niesłychanej precyzji, techniki i wytrzymałości.


Gdy samolot zbliża się do bramki startowej, słyszymy charakterystyczną komendę z wieży kontroli lotów - “Smoke on!”. W tym momencie pilot wypuszcza smugę białego dymu, który znaczy trasę jego przelotu. Dzięki temu dobrze widać, czy zawodnik prawidłowo “zmieścił się” w bramce.


W przerwach między kolejnymi etapami wyścigu podziwiamy na niebie ikonę światowego lotnictwa, piękną sylwetkę DC3


AirRace_DC3_2.jpg

i akrobacje najlepszego polskiego zawodnika - Łukasza Czepieli, który dopiero aspiruje do grupy Masters.


W ścisłym finale wszyscy czterej piloci mają bezbłędne przeloty, a o kolejności decydują dziesiąte części sekundy.

Ach! “Ci wspaniali mężczyźni na swych latających maszynach!”