piątek, 20 września 2013

Monciak - mekka Sopotu


Jak słusznie zauważył mój syn - "warto wiedzieć, że Sopot nie kończy się na Monciaku". To prawda. Staram się to właśnie udowodnić na dotychczas zapisanych stronach tego bloga. Tym niemniej, "Monciak" jest rozrywkową stolicą Trójmiasta, a w wakacje - nawet całej Polski. W zasadzie nie wiem dlaczego. Nie sądzę, aby decydowała o tej popularności ilość pubów, kafejek i lokali rozrywkowych. Może to zasługa klimatu całego miasta? Sama nie jestem urodzoną imprezowiczką, więc trudno mi docenić uroki nocnego życia w Sopocie, ale mój mąż przeciwnie, należy do tych, co to wychodzą z imprez jako ostatni. Może więc On mi coś podpowie? Ja oczywiście mam mnóstwo swoich wspomnień i wrażeń związanych z tym miejscem. Proponuję Wam nasz wspólny spacer Monciakiem.

Wyobraźmy sobie, że właśnie wypiliśmy, znanego już Wam, super drinka w coctail barze MAX. Jeszcze kilka lat temu, aby przejść na słynny, sopocki deptak, musieliśmy lawirować między samochodami ruchliwej ul. Powstańców Warszawy. Była tam sygnalizacja świetlna, ale przy tej ilości turystów - nie spełniała właściwie swojej funkcji. Teraz, po wybudowaniu podziemnego tunelu dla samochodów, bezkolizyjnie przechodzimy z baru MAX na rozległy Plac Przyjaciół Sopotu. Tutaj, na pewno zobaczycie wielu ulicznych artystów, prezentujących swoje przeróżne talenty i oryginalne umiejętności. Chciałabym, abyście przysiedli tu na chwilę, w którejś kafejce albo choćby na ławeczce, ale po zmroku. Wtedy zapalają się światła wokół posadzonych tu platanów. Na całym Placu jest przepiękna, srebrzysta poświata.  


Pójdźmy dalej, w górę deptaka. Po lewej stronie, na pięterku, nad restauracją meksykańską, klub-legenda sopockiej bohemy - SPATiF. Karta klubowa SPATiF-u głosi: "Miejsce to było i jest mekką Artystów i Intelektualistów, z których wielu osiągnęło znaczne sukcesy nie tylko przy barze". Pamiętam, jak przyjechałyśmy tu z dziewczynami po zakończeniu deblowego turnieju tenisa "Baba Cup", który grałyśmy w Gdyni. To było chyba ok. godz.21-ej. Dziwiłyśmy się, że jest trochę pusto i nie miałyśmy problemu ze znalezieniem wolnego stolika. Bawiłyśmy się świetnie - jak zwykle w naszym, tenisowym gronie - i nie zauważyłyśmy, że pomału zaludnia się. Około północy było tak tłoczno, że już nikogo nie wpuszczano. Później dopiero mąż uświadomił mi, że w SPATiF-ie życie zaczyna się po 24-ej, czego sam nieraz doświadczał w swoim, "imprezowym" gronie.


Kawałek dalej, też po lewej stronie - Cafe Ferber.  Szliśmy tędy kiedyś razem z mężem i zwróciliśmy uwagę, że dużo ludzi paraduje po Monciaku w zgrabnych, białych kapeluszach. Okazało się, że Cafe Ferber przygotowało promocję marki Bols. Każdy kto wypił drinka z wódką Bols otrzymywał w prezencie taki kapelusz. Wkrótce, oboje wyszliśmy z lokalu w dobrym humorze i z kapeluszami na głowach. Służyły nam one jeszcze długo, ale po wieczorze kawalerskim syna zniknęły w tajemniczych okolicznościach...

Dalej, po prawej stronie zwróćmy uwagę na "bajkowy" Krzywy Domek. 




Krzywy Domek swoim wyglądem nawiązuje do rysunków Jana Szancera i projektów Antonio Gaudiego. Znalazł się na liście jedenastu największych atrakcji architektonicznych świata, sporządzonej przez amerykańską stację CNN. Każdy, kto uczestniczy tu w wydarzeniach kulturalnych, może złożyć swój podpis na "ścianie sław". Mieszczą się w nim liczne lokale i sklepy. Między innymi, jest tam mój ulubiony butik z odzieżą duńską o ciekawym wzornictwie i w oryginalnej, nietypowej kolorystyce.

Jeśli macie ochotę na małą przekąskę, a jednocześnie jesteście amatorami sushi to zajrzyjcie do Domu Sushi, gdzie jest najdłuższy w Polsce pływający bar.



Płyną po nim talerzyki-łódeczki z sushi przyrządzanym „na bieżąco”. Wystarczy tylko usiąść przy długim barze i wybierać to, co nam najbardziej odpowiada z przepływających przed oczami łódeczek. Jakość serwowanych tu dań zadowoli najbardziej wymagających smakoszy. Dom Sushi jest w podwórku – trzeba przejść przez bramę „Trzy Gracje”.

Prawie vis a vis księgarni, gdzie regularnie wypatruję nowych publikacji o Sopocie,  jest Sopocki Dom Aukcyjny. Bardzo lubimy tam zaglądać. Dużo starych mebli, biżuterii oraz galeria malarstwa dawnego i współczesnego. Podobały nam się obrazy marynistyczne. Nawet zastanawialiśmy się, czy nie kupić jednego z nich do naszego sopockiego mieszkania, ale przecież mamy już kilka obrazów o tej tematyce, które kupiliśmy od właściciela znanej już Wam „Piaskownicy”. Ciekawa jestem, czy studentka ASP, która je malowała wie, że ma u nas w mieszkaniu małą galerię?

Jeszcze parę kroków w górę i zobaczymy po lewej stronie stoisko "Ceramika Sopocka". Ilekroć tędy przechodzę, muszę choć na chwilkę zatrzymać się przy tym stoisku. Sprzedawane tutaj naczynia formowane są metodą tradycyjną, ręcznie na kole garncarskim, z materiałów czystych ekologicznie. Są nie tylko ozdobą wnętrza, ale również bardzo użyteczne - można je używać w piecykach i kuchenkach mikrofalowych, a podane w nich potrawy pięknie prezentują się na stole. Ja kupiłam sobie cukierniczkę i dzbanuszek do mleka w kolorze ceglasto-czerwonym.




Jesteśmy już prawie na samej górze sopockiego deptaka. Wkrótce zakończymy nasz spacer, ale chciałabym Wam jeszcze pokazać Dworek Sierakowskich. Skręćmy w prawo, w ul. J.Czyżewskiego i po przejściu ok. 100 m zobaczymy jeden z najstarszych zabytków budownictwa sopockiego -  klasycystyczny, XVIII-to wieczny dworek  "U Hrabiego". Co prawda, właścicielem tego pięknego zabytku był kiedyś hrabia Kajetan Sierakowski, ale nazwa pochodzi od kota, który kiedyś tu mieszkał i charakteryzował się nienagannymi manierami. Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, które ma tutaj swoją siedzibę, często organizuje ciekawe wystawy, a w każdy czwartek, o godz. 18-ej można przyjść tu na koncert muzyki kameralnej. A na razie zakończmy nasz miły spacer pyszną kawą, na parterze Dworku Sierakowskich, w kawiarni "Młody Byron".





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz