środa, 14 sierpnia 2013

Sopocka rybka

Najlepsza prosto z kutra. Ale wyłącznie dla rannych ptaszków – w przystani rybackiej trzeba być ok. 7-ej rano,  żeby kupić świeżą rybę tuż po połowie.


W sezonie letnim króluje flądra,  ale można też trafić na inne ryby. Za parę złotych – jak się ładnie poprosi – sprawią rybkę na miejscu, no a w domu po przyprawieniu solą, koperkiem, czosnkiem  i cytryną wystarczy już tylko piec, smażyć czy po prostu grillować. Pycha! Do przystani rybackiej najlepiej wybrać się rowerem, spacer z okolicy sopockiego molo zajmie nam  ok. 20 min. W przystani, świeża ryba jest tylko rano, ale wędzone ryby są przez cały dzień. Wybór jest ogromny, ale ja i tak zawsze kupuję makrelę, która smakuje rewelacyjnie.

Obok przystani jest dość znany w Trójmieście, całoroczny Bar Przystań.


Niestety,  w sezonie jest tam bardzo dużo ludzi i często trzeba stać w długiej kolejce, ale trzeba przyznać,  że lokal trzyma poziom. Serwują tam ryby z pieca, smażone i przystawki  - śledzie przyrządzane na wiele sposobów, tatar z łososia, sałatki. Ja jestem wielkim amatorem zup rybnych i chyba nie ma takiej, której bym  nie spróbowała w sopockich, nadmorskich lokalach. Muszę przyznać, że zupa rybna w barze Przystań jest naprawdę świetna. Poza wyjątkowym smakiem, są w niej ogromne kawałki dorsza i łososia i spokojnie może stanowić główne danie obiadowe. Warto wiedzieć, że  w porze, kiedy jest dużo ludzi, zupa sprzedawana jest w osobnym stoisku na zewnątrz lokalu i nie trzeba czekać długo w kolejce.

Tuż obok baru Przystań, wtulone pomiędzy nadmorską promenadą, a zapachem wędzonych ryb z przystani, mieści się mini muzeum rybackie. Zajrzyjcie tam na chwilę, a zostaniecie na znacznie dłużej! Wysłuchajcie prawdziwej, pasjonującej historii rodziny rybaka, założyciela muzeum. Łowił jego dziadek, łowił ojciec i on sam łowił przez 40 lat. Nie znajdziecie tu muzealnych gablot, ani nudnych opisów. Każdy z kilkuset przedmiotów zgromadzonych tutaj, ma swoją wyjątkową historię, którą nasz bohater opowiada z pasją i tak, jakby zdarzyła się wczoraj.





Przy okazji, jak już będziemy w tej okolicy, warto przejść się kawałeczek, lub podjechać, jak jesteśmy rowerem, na pobliski Plac Rybaków. To wyjątkowo urokliwe miejsce w Sopocie. Kiedyś była to autentyczna osada rybacka, z maleńkimi, niziutkimi domkami. Charakter tego miejsca został zachowany – zobaczcie sami koniecznie!






Skoro już testujemy sopocką rybkę,  to oczywiście takich miejsc, w których warto jej spróbować jest dużo więcej. Wybierzmy się teraz w drogę powrotną – z przystani do Centrum, wzdłuż morza.

Tuż przed hotelem chińskim jest sezonowa smażalnia. Tak przyrządzonego halibuta nie jadłam w żadnym, innym miejscu. Halibut smażony jest w głębokim oleju, ale bez panierki, i wytwarza się w ten sposób na nim złota, przypieczona skórka. Smakuje wyjątkowo,  choć nie jest to na pewno danie dietetyczne. Nie zwróciłam uwagi jaką smażalnia ta ma nazwę. My zaś, w gronie znajomych, nazywamy ją "U Pani z koczkiem" ze względu na charakterystyczną fryzurę sympatycznej właścicielki.

Już przy samym molo,  w restauracji „Laguna Smaku”,  podali nam kiedyś dorsza w sosie oliwowym. Tak! tak! Nie w oliwkowym,  tylko właśnie w oliwowym.  Sos był bardzo ciekawy i udało mi się ustalić jego składniki, aby spróbować zrobić go potem, samej  w domu.  Niestety, potrawa ta zniknęła z karty, pewnie zmienił się kucharz, ale zapamiętany sos jest częstym gościem domowego menu. Żeby nie być gołosłownym, podaję przepis:  posiekany ząbek czosnku, pokrojone w talarki  czarne oliwki, pokrojony drobno miąższ z pomidora (bez skórki i pestek), trochę małych kaparków i dwie łyżki dobrej oliwy extra virgin,  zagrzać krótko i delikatnie w małym rondelku. Podawać do dowolnej, najlepiej pieczonej ryby.

Po północnej stronie mola, w okolicy „Zatoki Sztuki”, jest szereg lokali, lepszych i gorszych, w których jakość serwowanej ryby zależy chyba od nastroju kucharza, więc nie będę ani polecać, ani zniechęcać. Chciałabym jednak zwrócić uwagę na jeszcze dwa miejsca – idziemy dalej wzdłuż morza, w stronę Gdyni . Po minięciu kortów tenisowych jest „Bulaj” – lokal całoroczny. Krótka karta dań gwarantuje pieczołowitość i powtarzalność proponowanych potraw. Radzę zapytać o „rybę dnia” – zawsze jest jakaś świeża, sezonowa ryba. Często wpadamy tu ze znajomymi na rybkę, po tenisie lub wracając z plaży, ale szczególnie miło wspominam wieczór, który spędziliśmy tutaj kiedyś z większą grupą przyjaciół. Wszyscy jednomyślnie zamówiliśmy duet ze śledzia i "rybę dnia", którą akurat był torbut. Bardzo nam smakowało! Śmiało można zaprosić tu znajomych na kolację, bez obaw o wrażenia kulinarne. "Bulaj" cieszy się dużym powodzeniem, więc lepiej wcześniej zarezerwować stolik!

No i na deser -  „Piaskownica”! 


To nasze ulubione miejsce. Do „Piaskownicy” jest spory kawałek dalej, prawie na granicy Sopotu i Gdyni, więc często zaglądamy tam wracając z Orłowa. Jest to lokal swojski, z miłą, domową atmosferą, pięknie położony na samej plaży. Miło jest zjeść rybkę z widokiem na morze. Nie jest elegancki ale właśnie taki domowy – a to akurat bardzo nam odpowiada. Sympatyczny właściciel upiększa ściany coraz to nowymi pracami zaprzyjaźnionych artystów z Trójmiasta. Tam właśnie udało nam się kupić kilka obrazów młodej studentki ASP. Między innymi, obraz kępy redłowskiej, której profil z roku na rok łagodnieje, a my mamy „czarno na białym”, choć w kolorze,  jaki był kiedyś….

Pamiętam, kiedyś w maju, jedliśmy tu bellonę. To rybka podobna do kerguleny, wąska i długa, a jak się ją rozkroi to robi się niebieskawa. Ale na bellonę trzeba wybrać się tylko w maju, bo właśnie wtedy pojawia się w wodach Zatoki.

Piaskownica też jest czynna cały rok, w chłodniejsze dni wesoło trzaska ogień w kominku. Pamiętam, jak suszyłam na nim buta i skarpetkę, po nieudanej próbie przeskoczenia jednego z sopockich potoków, przecinających plażę. Było to zimą i zalany lodowatą wodą but nie był miłym doznaniem , no ale przecież obok była Piaskownica !

4 komentarze:

  1. Szkoda, że nie ma obrazków tych miejsc, które tak pięknie opisujesz. Rób zdjęcia przy okazji swoich wycieczek, choćby komórką - to może i inni się zakochają ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda to super. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli jesteśmy nad morzem to faktycznie gdy mamy możliwość najlepiej jest kupować rybę bezpośrednio od rybaka. Ja właśnie tak nauczyłem się robić zapiekanego łososia https://mowisalmon.pl/przepisy/zapiekany-losos-w-musztardowo-miodowej-marynacie-z-salatka-z-fasolki-szparagowej-i-smazona-gruszka-z-tymiankiem/ który jest przepyszny. Cała moja rodzina przepada za tym daniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń