środa, 4 września 2013

"Śniadanie na trawie"

To co, że plastikowy stół i krzesła z Carrefour'a? Wystarczy kilka ładnych serwetek albo obrus w kwiatki i wszystko wygląda wystarczająco atrakcyjnie jak na wakacyjne, śniadaniowe nakrycie. Przy tym, nie trzeba chować ogrodowych mebli na noc, ani martwić się, że coś zginie. Czasem, któreś z krzeseł pęknie pod ciężarem co większej osoby, ale przynajmniej nie ma problemu z uzupełnieniem straty.

Wspólne śniadania na powietrzu to bardzo dobry początek dnia. Bez względu na to, czy jesteśmy we dwójkę, czy z rodziną, czy w większym gronie przyjaciół, mają zawsze jedną, wspólną cechę - trudno je zakończyć. Jest tak przyjemnie!

 Jak jesteśmy sami, posiłki są skromniejsze - biały ser, pomidory, miód i oczywiście wspaniała, wędzona makrela z przystani rybackiej. Przy kawie i herbacie, obowiązkowo "prasówka" - ulubiony Dziennik Bałtycki, w którym z wielkim pietyzmem wyczytuję informacje o lokalnych wydarzeniach sportowych, kulturalnych, okolicznościowych. Zastanawiamy się wspólnie, na co wybierzemy się pokibicować, popatrzeć albo w czym wziąć udział. Przy śniadaniu rodzi się plan dnia. Plaża, rower, nowa wystawa w Galerii, a może wyścigi konne na hipodromie? Kto dziś występuje w muszli koncertowej przy molo? Na ogół propozycji jest tyle, że aż trudno wybrać - w zależności od prognozy pogody, powstaje plan orientacyjny, który nierzadko ulegnie jeszcze, w ciągu dnia, zmianom zależnym od aury (ta, w Sopocie, zmienia się często), kondycji i nastroju.

Śniadania w większym gronie mają swoją specyficzną, wyjątkową atmosferę. Kilkakrotnie udało nam się zaprosić w terminie dłuższego weekendu lub części wakacji, grupę przyjaciół. Wszyscy mieszkali w najbliższej okolicy, żeby być blisko siebie. A najważniejszym punktem dnia było oczywiście wspólne śniadanie! Nierzadko, nasze śniadanka przeciągały się w kilkugodzinne biesiadowanie. Dużym zainteresowaniem cieszyło się ciasto drożdżowe z czerwoną porzeczką, przywiezione naprędce rowerem z cukierni na Monciaku i cava - to nie błąd ortograficzny - proszę sprawdzić w słowniku języka hiszpańskiego co to za cava, albo uważnie spojrzeć na zdjęcie poniżej:



Atmosfera sopockich śniadań jest radosna i leniwa zarazem, jak na wsi... "Ach! Te proste, wiejskie życie!"- między łykiem cavy a kęsem ciasta,  z rozmarzeniem i z przymrużeniem oka, żartują uczestnicy śniadania na trawie.

Bliska nam grupa przyjaciół to grupa tenisowa. Jest więc oczywiste, że po śniadaniu, jak długo by ono nie trwało, idziemy na korty. Zajmujemy na ogół dwa korty na dwie-trzy godziny i gramy, w różnych zestawieniach, mixty, deble i singla dla "niedogranych". Po tenisie, jedziemy rowerami, w któreś ze znanych Wam już miejsc - a pewnie pojawią się też inne, nieodkryte jeszcze przez nas, a warte zobaczenia zakątki. Przy okazji wstąpimy na smażoną rybkę - do Piaskownicy?,  do Bulaja?,  do U Pani z koczkiem?  Te miejsca też już znacie!

Zdarzało się, oczywiście, że w porze śniadania padał deszcz. W niczym jednak nie zakłócało to nam ustalonego porządku. Wspólne śniadanie to rzecz święta! Tyle, że przenosiliśmy się do środka, zestawialiśmy stoły, stoliczki i śniadanie trwało tak długo aż.... przestało padać!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz