czwartek, 24 października 2013

Wosia Budzysza

Obawiam się, że będzie nudno. No bo kogo może interesować jakaś mała uliczka w Sopocie? Żeby chociaż było tam coś specjalnego! Co prawda, stoi przy niej piękny, neobarokowy pałacyk z ogromnym ogrodem, ale pięknych budowli w Sopocie jest “na pęczki”. Uliczka Wosia Budzysza łączy ul. Haffnera z ul. Powstańców Warszawy. Często tamtędy przechodzę, idąc z kortów nad morze. Równie dobrze mogłabym wybrać inną drogę, ale ta nazwa tak mnie intryguje, że podświadomie skręcam jednak w Wosia Budzysza. Czy to możliwe, żeby był ktoś, kto tak właśnie nazywał się? A może to było coś, a nie ktoś? W końcu idę po rozum do głowy - przecież wszystko można łatwo sprawdzić, np. w Wikipedii.





No i teraz już wiem! To jest pseudonim. Prawdziwe nazwisko - Jan Karnowski. Specjalnie podaję pełne imię, żeby przypadkiem nie pomylić z aktualnie urzędującym prezydentem Sopotu - Jackiem Karnowskim. Jan Karnowski sam się nazwał Wosiem Budzyszem, ale na razie jeszcze nie wiem dlaczego. Wiem natomiast, że żył w latach 1886-1939, był sędzią, poetą, propagatorem Kaszub i języka kaszubskiego. To w zasadzie zaspakaja moją ciekawość i niechybnie wątek by się skończył, gdyby nie fakt, że J. Karnowski vel Woś Budzysz był też autorem biografii Floriana Ceynowy. A tak się akurat składa, że korty tenisowe SKT, o których tyle się już naopowiadałam, i na których spędzam wiele godzin będąc w Sopocie, znajdują się właśnie przy ul. F. Ceynowy. No i trudno mi przejść nad tym faktem obojętnie, bo jednak zżera mnie ciekawość, kim był z kolei Florian Ceynowa?





Jak się okazuje, F. Ceynowa również był badaczem folkloru Kaszub i języka kaszubskiego. Zaintrygowana tę ich wspólną kaszubską cechą nabrałam pewnych podejrzeń odnośnie ulicy im. Jakuba Goyki, która jest tuż obok. Mieści się przy niej hala 100-lecia Sopotu, w której kilka lat z rzędu grałam w Bałtyckim Kongresie Brydżowym oraz - na wzgórzu - wyjątkowo piękne zakątki, opisane w  “Spacerownik”. Niedaleko pada jabłko od jabłoni, Jakub Goyka to z kolei kaszubski gawędziarz! Wszyscy trzej jakąś część swojego życia spędzili w Sopocie i widać miasto doceniło Ich zasługi dla całego regionu.





Jak już zaczęłam zwracać uwagę na patronów ulic, to zaciekawiła mnie jeszcze aleja Franciszka Mamuszki. Trudno jej nie zauważyć będąc w Sopocie, gdyż jest to północna część nadmorskiej promenady, od Grand Hotelu w stronę Gdyni, z charakterystycznym “Teatrem na Plaży” im. A. Osieckiej, o którym też już wspominałam ( Co jest grane). Pieszczotliwie brzmiące nazwisko - Mamuszka - okazuje się należeć do wybitnego krajoznawcy, autora sześciu książek o Sopocie, napisanych z wielką pasją. Domyślacie się zapewne, że natychmiast zaczęłam szukać w antykwariatach i na Allegro jego książek. Część już zdobyłam, ale jeszcze nie wszystkie.





Generalnie, temat patronów ulic, nieoczekiwanie wciągnął mnie, choć początkowo byłam pewna, że będzie nudny. Zaczęło się od Wosia Budzysza i poprzez F. Ceynowę, J.Goykę i F. Mamuszkę, doszłam do kolejnego pytania, które mnie nurtuje. No dobrze, a kim byli Ci, których nazwiska widzę dosłownie codziennie, gdyż patronują małym, kameralnym uliczkom w pobliżu naszego mieszkania w Sopocie?


Najbliżej nas - ulica Jana. Winieckiego - inspektor kolejowy, działacz polskich organizacji. Dalej - Mariana Mokwy - malarz - marynista i podróżnik. I następna - Aleksandra Majkowskiego - lekarz, pisarz i również działacz kaszubski. Nie zaskoczył mnie fakt, że oczywiście wszyscy mieszkali w Sopocie. Ciekawskich, po szczegóły odsyłam do Wikipedii, podsumuję tylko krótko, że wszyscy zapisali się piękną kartą w historii narodu, gdyż umacniali - każdy na swój sposób - poczucie polskości, przynależności narodowej i przygotowywali nas, Polaków, na czas odzyskania niepodległości. Brzmi to może trochę pompatycznie, ale miło mieć wrażenie, że mojej okolicy patronują Ci, którzy rzeczywiście na to zasługują.


2 komentarze:

  1. Hej Zakochana cudownie, ze i Tobie chodzą po głowie takie pomysły , fajnie jest wiedziec kim sa te osoby ze znaków, sczegolnie, ze spacer wpływa na wyobraznie, a ta niewiadoma czesto jest jak klucz do odkrycia jakies tajemnicy. I ja zmierzam do hali 100-lecia. :-) popatrzeć na wysokich chłopaków.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez przypadek zajrzałem i tu taka niespodzianka.Tak sympatycznie opisać to coś.... A dziś ta uliczka nabrała jeszcze większego blasku. Dziś staje się perełką Sopotu. Przez pewien czas, to lata 50-te mieszkałem na ul. Winieckiego. Teraz już wiem kim był jej patron.

    OdpowiedzUsuń