Zapoznaliśmy się oczywiście z rodziną z 1-go piętra, mieszkającą tu na stałe:
- Ona: Już ją trochę znacie - to sympatyczna, młoda dama, która w pierwszych słowach nie zniechęcała nas do tego miejsca, a wręcz przeciwnie
- On: kowal-artysta, potrafiący wyczarować z grubych, stalowych prętów piękne, secesyjne "esy-floresy" - to właśnie płot jego autorstwa przyciągnął naszą uwagę na zdjęciach w Internecie
- Dzieci: córka-nastolatka i jej młodszy brat
- No i oczywiście pies: rudy jamnik długowłosy
Z naszą nowo zapoznaną, sympatyczną rodziną poczuliśmy się już trochę jak prawdziwi sopocianie.
Kolejny etap to urządzanie się. Mieszkanie objęliśmy zupełnie puste, chociaż.... z obiecanym obrazem na ścianie
Następnego dnia, po ciężkiej nocy, wyruszyliśmy do gdańskiej IKEA wybrać najpotrzebniejsze sprzęty: łóżka, materace, stół z krzesłami, stolik i taborety do kuchni. Trzeba było parę razy obrócić samochodem, żeby to przewieźć. Leszek woził, ja sprzątałam, no i zrobił się wieczór. Pamiętam mój błagalny wzrok, skierowany na męża, z prośbą o pilne złożenie choćby jednego łóżka! Padłam natychmiast, a Leszek składał te wszystkie meble do świtu.
W niedzielę wróciliśmy do domu totalnie wyczerpani, ale bardzo szczęśliwi - następny sopocki wyjazd będzie już samą przyjemnością!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz